Hi – key (Wysoki klucz)

   Skoro już zaprzyjaźniliśmy się z aparatem, umiemy dokręcić do niego statyw i nie boimy się flesza to możemy powoli zacząć zagłębiać się w bardziej twórcze techniki fotograficzne. Jedną z nich jest technika zwana Hi-Key – w dosłownym tłumaczeniu wysoki klucz, choć często używa się terminu wysoka tonacja co lepiej oddaje charakter tej dziedziny fotografii.

 

Zdjęcie: Dziewczynka bez zapałek

Aparat Nikon D70,
0biektyw Sigma 75-300,
ISO 200,
przysłona f – 4.8,
ogniskowa F – 110mm,
czas ekspozycji 1/250sec,
lampa Nikon SB-80 DX,
tryb manualny,
pełna moc błysku,
błysk odbity od białego sufitu oraz od mini blendy wbudowanej w lampie,
format zapisu RAW,
rozdzielczość 3000 x 2000.

 

Hi-key’a używamy zazwyczaj fotografując motywy jasne o wyrazistych szczegółach, elementach tworzących nasz obraz  np. blond-włosa dziewczynka o jasnej karnacji, najlepiej o ciemnej oprawie oczu lub gdy chcemy zaakcentować delikatność przedmiotu, odtworzyć spokój chwili, zaskoczyć detalem wyłaniającym się z pustki. Używamy Hi-Key kiedy zależy nam na konturze, a celowo eliminujemy faktury, niepotrzebne cienie poprzez ich wypalenie, np. w portretach gdzie likwidujemy szorstkość skóry, niedoskonałości cery, wnosząc do zdjęcia świeżość , czystość, niewinność, w dodatku uwypuklamy i akcentujemy elementy twarzy o najmocniejszym działaniu psychologicznym oraz stanowiące o identyfikacji osoby, tzn. oczy, usta, brwi, nos.

Czasem spotkamy coś na kształt Hi-key na zdjęciach reklamowych czy też  dotyczących Mody. Zdarzają się też próby  hi-key  na krajobrazach lub architekturze ale jest to raczej działka dla wytrawnych koneserów tego nurtu, bądź wielbicieli sztuki samej w sobie. W rożnego rodzaju galeriach,  port foliach znanych bądź mniej znanych fotografów dominuje jednak portret. Warto nadmienić, że zdjęcia Hi-key to zazwyczaj zdjęcia czarno-białe.

Poznaliśmy już znaki szczególne Hi-key i już palimy się do przeobrażenia słów w czyny, tylko jak to się robi?…

Zazwyczaj zaczynamy od odpowiedniego doboru oświetlenia i parametrów czasu naświetlania oraz przysłony, to bardzo ważny moment bo stąpamy po grząskim gruncie i łatwo ugrząźć w kiczu, wszak niemal ocieramy się o przepalenie, a „spalone” piksele w sztuce fotografii traktowane są zazwyczaj jako błąd, oczywiście niezastąpiona jest lampa błyskowa, najlepiej system kilku lamp, szczegóły jej działania poznaliśmy w poprzednim numerze. Warto jednak nadmienić, że w przypadku Hi-key, oświetlenie powinno być mocne, a zarazem jak najbardziej rozproszone – najlepiej skierowane w zupełnie przeciwną stronę niż obiekt fotografowany, wykorzystujemy wtedy jego odbicie. Światło powinno być wyeksponowane niemal do granic prześwietlenia. Szczegóły obrazu wtedy, można by rzec, wynurzają się z bieli i malowane są liniowymi i punktowymi cieniami, konturami. Staramy się unikać ciągłości szarych płaszczyzn ,zostają one zatopione w bieli, która zdecydowanie dominuje w całym obrazie. Ważnym elementem jest tez tło, musimy zadbać o to by było jasne a fotografowana osoba/przedmiot nie rzucała nań cienia, najlepiej doświetlić je dodatkową lampą. Efekt końcowy, zwłaszcza dla początkujących, jest czasem trudny do przewidzenia, dlatego metoda prób i błędów znajduje tu szerokie zastosowanie.

Oczywiście nie każdy dysponuje studiem fotograficznym pełnym lamp, dyfuzorów, blend i pajęczyną kabli synchro, ale za to prawie każdy posiada komputer lub przynajmniej dostęp do niego. Potrzebujemy jeszcze oczywiście odpowiedni program. Poprzez kilka podstawowych operacji na Krzywych, Poziomach, regulacji Kontrastu, można uzyskać całkiem niezły Hi-key. Mamy prosty podgląd jasności wszystkich pikseli, a przez to pewność że ich nie wypalimy.

Hi-key to bardzo delikatna technika, lekka, subtelna, przypominająca delikatny szkic a jej całokształt cechuje pewnego rodzaju synteza widocznych elementów. Technika Hi-key jak rzadko która musi zadbać o mnóstwo szczegółów, musi być przemyślana i dopracowana pod każdym względem, i co najważniejsze uzasadniona, a my, by uniknąć kiczu, powinniśmy  świadomie i umyślnie dążyć do żądanego efektu, nie robimy nic na siłę i nie drapiemy się tam gdzie nie swędzi.

 

MAREK GUBAŁA

 

Artykuł opublikowany w miesięczniku SEDNO – grudzień 2009

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *